OKS 1945 w 3 lidze 04/05

Podziel się swoją opinią na temat wydarzeń w klubie!

Moderatorzy: Pojezierski, Moderatorzy

lechia
świeżak na forum
świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: wt 31 sie, 2004
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: lechia » śr 01 wrz, 2004

Jak ktoś chce żeby wszyscy wiedzieli że jest menelem to pije dynks, żre w śmietniku i śpi na ulicy.
Jak ktoś chce żeby wszyscy wiedzieli że jest pedałem to robi makijarz, manikure i chodzi za rękę z drugim takim jak on.
jak ktoś chce żeby wszyscy wiedzieli że jest debilem i zdrajcą to spiewa sieg hail.
tak to jest!

THE CORE
zna go kilka osob z ekipy
zna go kilka osob z ekipy
Posty: 524
Rejestracja: śr 17 mar, 2004
Kontakt:

Post autor: THE CORE » śr 01 wrz, 2004

Opowiada 78-letni Belg Mathias Schenk, wtedy 18-letni Sturmpionier, (saper szturmowy - torował drogę esesmanom). Jego pociąg był ostatnim, który 1 sierpnia wjechał do powstańczej Warszawy.
W Warszawie stoczyłem 19 walk na noże i bagnety. W piwnicach. Piwnice to była druga Warszawa. Kiedy walczysz w piwnicy, jest cicho, nic nie widzisz. Byłem szybszy. Zabiłem tego Polaka. Warszawa to moje najstraszniejsze przeżycia
Lato 1944. W gospodzie jedzą zupę fasolową, Mathi Schenk z Peterem, kolegą z wojska. Obaj w mundurach Wehrmachtu. [...] W koszarach zamieszanie, wyją syreny. - Czy Hitler nie żyje? - pyta jakiś żołnierz.
- Zamknąć mordy! Nawet jeśli zostaliśmy całkiem sami, pozostaniemy wierni naszemu Führerowi. Kto się zawaha, będzie rozstrzelany! - wrzeszczy Fels. [...]
Karabiny i granaty dostali po kilku dniach. Gotowość. Grała orkiestra. Pomaszerowali na dworzec. Byli pewni, że jadą do Francji. Cieszyli się, bo tam łatwiej zwiać. Prowiant na dwa dni i pełno czerwonego wina w 20-litrowych kanach. Wagony otwarte, na podłodze siano. Wygodnie. Piją, śpiewają. Grają w karty. Ludzie na polach machają. Na postoju posłali Bubiego na tył pociągu, żeby załatwił następne 20 l wina. Pociąg był długi, kiedy ruszył, Bubi nie zdążył do swojego wagonu. Noc przesiedział na schodku między wagonami. Dlatego, jak o świcie wjechali między małe wioski, tylko on był trzeźwy. Od razu pomyślał, że to Polska, bo płasko, chaty pod strzechą. Znów zaczęło się picie. Było gorąco, 1 sierpnia. Leżeli na sianie i wsłuchiwali się w stukot kół. Nagle zobaczył, jak drewno z desek wagonu dziwnie odpryskuje. Krzyki, krew. - Ktoś do nas strzela! Pociąg zaczął się cofać. Ranni umierali, pijani się budzili. - Cholera, na ruski front nas wywieźli. Nawet dowódca kompanii się zataczał; był niezdolny do walki. Jakieś dzieci prosiły o chleb. Przez pola biegł żołnierz; miał podarty mundur, twarz umazaną krwią. - W Warszawie wybuchło powstanie! - krzyczał.
- Tego się nie da tak opowiedzieć... - krzywi się [...]. - Jak się pali ciała, to one się poruszają. Słychać odgłosy, jakby jęki. Wtedy myślałem, że oni naprawdę jeszcze żyją. I te muchy, robaki. Ilu ludzi zostało zabitych w Warszawie? Chyba ze 350 tys. Tak?
Wkraczaliśmy do Warszawy po kocich łbach. Polacy strzelali, ale nie było ich widać. Na domach białe flagi. Skoczyłem przez wybite okno. Na schodach leżeli mężczyzna i kobieta zabici strzałem w czoło.
Szturmowaliśmy kolejne domy, wszędzie cywile, kobiety, dzieci. Wszyscy z dziurą w głowie. Dotarliśmy do koszar SS. Druga kompania, która przyjechała ciężarówkami, źle skręciła i trafiła wprost pod polskie pozycje. Kilka ciężarówek płonęło, żołnierze uciekali. Wielu biegło pod lufy Polaków. Sierżant upadł kilka metrów ode mnie.
Następnego dnia mieliśmy zdobyć jakąś drogę. Szliśmy przez ogródki działkowe. Nasz dowódca porucznik Fels gnał nas na przód. Trzeba było wysadzić drzwi domu, z którego strzelali najbardziej. Wrzuciliśmy granaty i wskoczyliśmy do środka. Otoczyli nas Polacy, krótka walka na noże i ucieczka w krzaki. Czterech z naszego wagonu zginęło. Fels znowu gnał nas do ataku, ale Polacy siedzieli dobrze ukryci. Nie mogliśmy się wycofać, bo z tyłu też strzelali. Całą noc siedzieliśmy w ogródkach jak spłoszone zwierzęta. Chciało mi się pić. Znalazłem pomidory. Polacy ciągle nas ostrzeliwali. Następnego dnia pod wieczór przyszła na pomoc piechota, ale nie posunęliśmy się naprzód. Potem nadciągnął oddział SS. Dziwnie wyglądali, nie nosili dystynkcji, cuchnęli wódką. Zaatakowali z marszu, "Hurraa!" i ginęli tuzinami. Ich dowódca w czarnym skórzanym płaszczu szalał z tyłu, pędząc następnych do ataku. Przyjechał czołg. Pobiegliśmy za nim z esesmanami. Kilka metrów przed budynkami czołg został trafiony. Wybuchł, czapka żołnierza poleciała wysoko w powietrze. Znowu uciekliśmy. Drugi czołg wahał się. My osłanialiśmy przód, a esesmani wypędzali z okolicznych domów cywilów i obstawiali nimi czołg, kazali siadać na pancerzu. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Pędzili Polkę w długim płaszczu; tuliła małą dziewczynkę. Ludzie ściśnięci na czołgu pomagali jej wejść. Ktoś wziął dziewczynkę. Kiedy oddawał ją matce, czołg ruszył. Mała wysunęła się matce z rąk. Spadła pod gąsienice. Kobieta krzyczała. Jeden z esesmanów skrzywił się i strzelił jej w głowę. Pojechali dalej. Tych, co próbowali uciekać, esesmani zabijali.
Atak się udał. Polacy cofali się. Biegliśmy za nimi. Za nami z piwnic wychodzili ludzie z podniesionymi rękami. "Niś partizani!" (nie jesteśmy partyzantami), krzyczeli. Nie widziałem, co się tam dzieje, bo ostrzeliwaliśmy się z Polakami, ale słyszałem, jak ten esesman w skórzanym płaszczu krzyczał do swoich ludzi, żeby zabijali wszystkich. Kobiety i dzieci też.
Wpadliśmy za Polakami do jakiegoś domu. Było nas trzech. My na parterze, Polacy atakowali z pięter i piwnicy. Całą noc paliliśmy w pokoju różne sprzęty, żeby trochę widzieć. Co chwila walczyliśmy na bagnety. O świcie zobaczyłem, że zostaliśmy we dwóch, trzeci kolega leżał z poderżniętym gardłem. W każdym pokoju były ciała. Z dachu domu naprzeciwko strzelał snajper. Trafiliśmy go, zwalił się i zahaczył nogą o belki. Wisiał z głową w dół. Żył jeszcze długo.
Kiedy wracaliśmy, na ulicach leżały ciała Polaków. Nie było miejsca, trzeba było iść po zwłokach; w tej gorączce szybko się rozkładały. Słońce zasłaniał kurz i gęsty dym. Mnóstwo robaków i much. Byliśmy usmarowani krwią, mundury się lepiły. Przywitał nas porucznik Fels, głupi fanatyk: "Gdzie byliście, bezczelne świnie?!". Chwalił SS za dobrą robotę. Nic nie mogłem zjeść, wymiotowaliśmy.
Mówiliśmy o nim "rzeźnik".
W koszarach Bubi usłyszał, że ten wielki esesman w czarnym płaszczu to Oskar Dirlewanger, a jego ludzie to kryminaliści wyciągnięci z więzień. Więcej o "towarzyszach broni" dowiedział się dopiero po wojnie.
W 1940 roku za zgodą Himmlera Dirlewanger powyciągał z więzień kłusowników, bo "posiadali zadziwiającą sprawność strzelecką" i umieli robić pułapki. Sam Dirlewanger, doktor nauk politycznych, od 1923 roku członek NSDAP, też już siedział w więzieniu. Za napastowanie nieletnich.
Szkolili się w obozie Oranienburgu. Wsławili się okrutnymi pacyfikacjami na Lubelszczyźnie i Białorusi. Straty jednostki uzupełniano nowymi kryminalistami, często z wyrokami śmierci, i esesmanami z karnych jednostek. Latem 1944 awansowali do brygady.
5 sierpnia Himmler rzucił ich do tłumienia Powstania w Warszawie.
SS-Sturmbrigade "Dirlewanger" atakowała od strony Wolskiej i Towarowej, pacyfikowała Starówkę, Powiśle, Górny Czerniaków i Śródmieście. Za tłumienie Powstania już w połowie sierpnia Dirlewanger dostał awans na SS-Oberführera, a pod koniec września odznaczono go Krzyżem Rycerskim Orderu Żelaznego Krzyża.
- Wtedy w piwnicach Warszawy mówiliśmy o nim "rzeźnik". Ale po cichu, bo u Dirlewangera droga na sznur była krótka. Miał zwyczaj wieszania co czwartek, Polaków albo swoich, za byle co. Często sam odkopywał wieszanym stołki.
- Po paru dniach walk zostaliśmy przydzieleni do Dirlewangera, po trzech saperów szturmowych na każdy pluton SS. Mieliśmy torować esesmanom drogę, wysadzać przeszkody i drzwi. Wskakiwaliśmy do domów i wypędzaliśmy z nich ludzi. Podlegaliśmy Felsowi, ale w walce wykonywaliśmy rozkazy dirlewangerowców.
Zawsze na przodzie. Podbiec, założyć ładunek i po detonacji wskoczyć do budynku. Za nami szła horda Dirlewangera. Wyglądali jak lumpy; mundury brudne, podarte, nie wszyscy mieli broń, brali zabitym. Rano dostawali wódkę. My, saperzy, też. Piło się na pusty żołądek, przed atakiem się nie je. Jak trafią w pusty brzuch, to się może wyliżesz, jak w pełny, to zdychasz w bólach.
Dirlewanger szedł z tyłu, czasem jechał w czołgu, zawsze dobrze osłaniany. Pędził swoich. Tym, którzy się ociągali, strzelał w plecy.
- Do zwykłych drzwi od kamienic i domów wystarczył duży łom. Pod te mocniejsze podkładaliśmy ładunek wybuchowy albo wiązankę z trzech granatów. Ciężkie podwójne drzwi Pałacu Biskupiego wyleciały w dwie strony. W środku wszystko było purpurowe. W jadalni stało jedzenie na stole. Jeszcze ciepłe. Nie spróbowaliśmy, baliśmy się, że zatrute.
Trzeba wiedzieć, gdzie podłożyć ładunek. Z boku, na środku. To zależy od tego, w którą stronę mają wylecieć drzwi. I wszystko jak najciszej, bo Polacy za drzwiami słuchali i strzelali. Więc jak się zakładało ładunek z lewej albo na środku, to się najpierw skrobało drzwi z prawej strony, żeby zmylić Polaków.
- Podkładałem ładunek pod duże drzwi, gdzieś na Starym Mieście. Usłyszeliśmy ze środka: "Nicht schießen! Nicht schießen!" (Nie strzelać). W drzwiach stanęła pielęgniarka z małą białą flagą. Weszliśmy do środka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z łóżkami i materacami na podłodze. Wszędzie ranni. Oprócz Polaków leżeli tam ciężko ranni Niemcy. Prosili, żeby nie zabijać Polaków. Polski oficer, lekarz i 15 polskich sióstr Czerwonego Krzyża oddało nam lazaret. Ale za nami biegli już dirlewangerowcy. Zdążyłem wepchnąć jedną z sióstr za drzwi i zakluczyć. Słyszałem po wojnie, że przeżyła. Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im głowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i płakali. Potem dirlewangerowcy rzucili się na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypędzili na wartę. Słychać było krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz był wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapaliśmy się z kolegą po gruzach, żeby zobaczyć, co się dzieje. Żołnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kamińskiego, chłopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawoływania. Dirlewanger stał ze swoimi ludźmi i się śmiał. Przez plac pędzili pielęgniarki z tego lazaretu, nagie, z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli lekarza z pętlą na szyi. Miał na sobie kawałek szmaty, czerwonej, może od krwi, i kolczastą koronę na głowie. Szli pod szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z sióstr, Dirlewanger odkopnął jej cegły spod nóg. Nie mogłem na to patrzeć. Pobiegliśmy z kolegą do kwatery, ale na ulicach kozacy Kamińskiego pędzili cywilów. Mówiliśmy na nich Hiwis - od Hilfswillige (ochotnicy, chętni do pomocy). Obok upadła Polka w ciąży. Jeden z Hiwis zawrócił i zdzielił ją pejczem. Próbowała uciekać na czworaka. Stratowali ją końmi.
- Spaliśmy w piwnicach. Na kwaterze między kolejnymi szturmami piło się dużo wódki, gadało.[...]Piliśmy.
- Wysadziliśmy mur, który zasłaniał duże podwórze. SS chciało szturmować budynki naprzeciwko. Kiedy kolega walił łomem w drzwi, zobaczyłem po lewej Polaka. Pociągnąłem kolegów w dziurę w ścianie, ale obaj już dostali. Jeden cały magazynek, drugi w płuco, kula odbiła się od nieśmiertelnika. Kiedy oddychał, z ust wypływała krew. Dziurę w płucach zatkałem mu ziemią. Leżałem z martwym i rannym, przycisnąłem się do muru, modliłem się. Kolega zajęczał, Polacy rzucili granaty. Jeden odrzuciłem, drugi poturlał się za daleko. Byłem czerwony od krwi i kawałków mięsa. Po południu czterech z Wehrmachtu przybiegło z noszami. Udało nam się przejść, ale ranny kolega dostał trzy strzały i zmarł. Nie mogłem wydobyć z siebie słowa, miałem dreszcze i ciągle wymiotowałem. Major dał mi dzień odpoczynku, więc widziałem, jak grzebali kolegów. Ściągnęli im buty, wrzucili do wykopu z innymi zabitymi. Posypali wapnem. Polscy cywile musieli robić to wszystko.
Koledzy ginęli, przydzielali mi nowych. Miałem głupie szczęście, może przez to, że kiedy Fels gnał mnie do akcji, życzył, żebym "zdechł jak pies" (Schenk się śmieje). Chyba mnie nie lubił. Naszą grupę saperów szturmowych nazywaliśmy wtedy Himmelfahrtskommando (komando wniebowstąpienia), bo zawsze szliśmy na przodzie, a Polacy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, skąd strzelą. Kulka świśnie i lecisz do nieba. Szybko się jednak uczyliśmy od sprytnych Polaków, jak się kryć. Potrafili strzelać spod lekko uniesionej dachówki. Wielu walczyło w niemieckich mundurach i bardzo dobrze mówiło po niemiecku. Nie mogliśmy nosić naszych stalowych hełmów, bo Polacy je nosili. Baliśmy się, że zaczniemy strzelać do swoich.
Na początku kiepsko strzelałem. Karali mnie za brak celności. Nie umiałem przymknąć lewego oka. Podejrzewali, że symuluję. Wysłali do lekarza. Kazał strzelać z drugiej strony. Zostałem strzelcem lewoocznym. Odwrotna pozycja przydawała się w walkach ulicznych.
Kiedyś w walce wręcz Polak wyszarpnął nowemu koledze karabin. Przybiegł Fels z esesmanami, kazał chłopakowi go odzyskać. Ten drżał jak osika. Ale Fels chwycił pistolet i pognał chłopaka za Polakami. Chłopak zaraz wrócił bardzo poraniony nożem; krwawił i krzyczał.
Znów zostałem sam. Moi towarzysze z grupy uderzeniowej byli ciężko ranni od noża i bagnetu. Był 6 sierpnia. Od tego momentu daty mi się zacierają. Tylko najcięższe walki mogę podać w jakiejś kolejności, ale bez dat. Pamiętam, że 14 sierpnia dostałem kartkę od pastora z Manderfeld, ostatnią wiadomość z domu. 15 września patrzyłem na drugi brzeg Wisły. Zobaczyłem rosyjski czołg. Potem drugi, trzeci. Podjechały do brzegu. U nas wybuchła panika. Rosjanie musieli doskonale widzieć nasze pozycje, nie strzelali. Czołgi znikły między domami.
- Leżałem w pokoju na trzecim piętrze. Oficer SS rozkazał nam utrzymać dom. Całe mieszkanie było wysypane grubą warstwą piasku. Dobry pomysł, podziwiałem mieszkańców. Też bym tak zrobił. Musieli się napracować. Piach chronił je przed ogniem. "Po wojnie tylko go usuną", myślałem. Przez okno rzucałem w kierunku sąsiedniego kina zapalające butelki z benzyną. Dom obrzucony takimi butelkami stawał zwykle w płomieniach. Myślałem, że wykurzyliśmy Polaków, ale oni ciągle strzelali i rzucali granaty. W kurzu kolejnego wybuchu zacząłem zbiegać po schodach. Kiedy mijałem okno na klatce, poczułem ból jak od uderzenia pejczem i coś gorącego. Twarz i ręce we krwi. Czułem, że jestem ciężko ranny. Koledzy też. Zdarli mi spodnie i zaczęli kulać ze śmiechu. Na pośladku miałem małą szramę. Kula trafiła w manierkę z kawą.
Chyba jakoś wtedy awansowali Bubiego na Gefreitera (kaprala). Awans był automatyczny po 15 walkach wręcz. Każdą walkę wpisywali do książeczki wojskowej. Nawet Fels bąknął coś o dzielności Schenka. Tym bardziej że we frontowym "Das Weichselblatt" ("Wiślanej Gazecie") napisali, że Gefreiter Schenk uwolnił niemieckich jeńców.
- To był czysty przypadek. Po prostu wysadzałem kolejne drzwi. Zakładam ładunek i słyszę: "Nicht schießen!". Biała flaga w oknie. Drzwi się otworzyły i wyszło 30 niemieckich żołnierzy. Płakali z radości, wycałowali mnie. Mówili, że Polacy, którzy wzięli ich do niewoli, traktowali ich dobrze. Za Warszawę Bubi dostał Krzyż Żelazny drugiej klasy.
- Czasem pokazują na filmach jakieś sceny z Powstania, ale tam nie ma nic, co ja widziałem. Nikomu jeszcze tak dokładnie nie opowiadałem. Tak o wszystko pytacie. Macie prawo. Ale wszystko się znowu budzi. Wtedy nie mieliśmy pojęcia, że ci zabici nigdy nie umrą, że będą zawsze obok. Wszystko działo się tak szybko. Krzyki, strzały. Pojedyncze twarze. Jakoś bardzo mocno się uczepiły mojej pamięci.
- Wysadziliśmy drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil, zanim wpadł Dirlewanger. Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło 350 dzieci. Myślę, że było ich więcej, z 500.
Albo ta Polka (Schenk nie pamięta, jaka to była akcja). Za każdym razem, kiedy szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwałcili. Często kilku tą samą, szybko, nie wypuszczając broni z rąk. Wtedy, po jakiejś walce wręcz, trząsłem się pod ścianą, nie mogłem się uspokoić; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wziął kobietę. Była ładna, młoda. Nie krzyczała. Gwałcił ją, przyciskając mocno jej głowę do stołu. W drugiej ręce miał bagnet. Najpierw rozciął jej bluzkę. Potem jedno cięcie, od brzucha po szyję. Krew chlusnęła. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...?
Jest też to małe dziecko w rękach Dirlewangera. Wyrwał je kobiecie, która stała w tłumie na ulicy. Podniósł wysoko i wrzucił do ognia. Potem zastrzelił matkę.
A tamta dziewuszka, która wyszła nagle z piwnicy, była chuda i niewysoka, jakieś 12 lat. Ubranko podarte, włosy rozczochrane. Z jednej strony my, z drugiej Polacy. Stała pod ścianą, nie wiedziała, gdzie uciec. Podniosła rączki, powiedziała: "Niś partizani". Machnąłem do niej, żeby się nie bała, żeby podeszła. Szła z rączkami do góry. W jednej coś ściskała. Była już blisko, padł strzał, główka jej odskoczyła. Z ręki wypadł kawałek chleba. Wieczorem podszedł do mnie plutonowy, był z Berlina. "Czyż to nie był mistrzowski strzał?" - uśmiechnął się z dumą.
Często przychodziły do nas dzieci. Nie mogły znaleźć rodziców. Chciały chleba. Mały Polak przynosił nam jedzenie na wartę. Chyba nie był jeńcem. Nie wiem. Miałem wtedy wartę w fabryce tekstyliów w piwnicy. Nie mówił po niemiecku, ale potrafiliśmy porozumiewać się gestami. Jak miałem, dawałem mu papierosy. Przechodził esesman. Kiwnął na niego, mały poszedł za nim. Usłyszałem strzał. Pobiegłem, chłopiec leżał martwy na schodach. [...] Tak było w Warszawie.
Naszą maskotką był kaleki chłopiec, też ze 12 lat. Stracił nogę, ale potrafił bardzo szybko skakać na drugiej. Był z tego bardzo dumny. Zawsze skakał wokół żołnierzy, w tą i z powrotem. Mówiliśmy, że to na szczęście. Trochę pomagał. Któregoś dnia zawołali go esesmani. Skoczył do nich chętnie. Śmiali się, kazali mu skakać w stronę drzew. Widziałem z daleka, jak wsuwają mu dwa granaty do torby. Nie zauważył. Skakał, a oni się śmiali: "Schneller, schneller!" (szybciej, szybciej). Wyleciał w powietrze.
[...] Wysadzaliśmy tylne drzwi do klasztoru - bardzo ciężkie, prowadziły do piwnicy. Klasztor, ogromny budynek niedaleko Starego Miasta, był już bardzo uszkodzony przez bomby i granaty. Wskoczyliśmy we dwóch do środka. Przed nami stał ksiądz. Trzymał opłatek i kielich. Może to był odruch, nie wiem, uklękliśmy, dał opłatek. Wpadł trzeci z naszej grupy, też dostał opłatek. Wlecieli esesmani, jak zwykle strzały, krzyki, jęki. Siostry były w habitach. Kilka godzin później zobaczyłem tego księdza w rękach dirlewangerowców. Pili wino z kielicha, hostia leżała połamana. Obsikiwali krzyż oparty o mur. Dręczyli księdza; miał zakrwawioną twarz, rozerwaną sutannę. [...] Esesmani byli zdumieni, ale tak pijani, że nie wiedzieli, co się dzieje. Następnego dnia też niczego nie pamiętali. Księdza oddaliśmy do naszego batalionu, więcej nic o nim nie słyszałem, ale po drodze natknęliśmy się na Felsa. Dostałem [...] samotną wartę na moście, chyba Kierbedzia. Mosty na Wiśle były już wysadzone, ale część przęseł stała. Rosjanie mieli stanowisko karabinu maszynowego po swojej stronie, my po naszej. Miałem w połowie mostu dzień i noc trzymać straż wywiadowczą. Ukrywałem się za stalowymi dźwigarami. Noc była spokojna. Od czasu do czasu oba karabiny się ostrzeliwały, raczej tak na wiwat, bo były za daleko. W dzień Rosjanie poruszali się dość beztrosko. Na zapleczu jeździły małe samochody, przywiozły kuchnię polową. Oficerowie z szerokimi pagonami obserwowali przez lornetki naszą część Warszawy. Żołnierze się opalali.
Na innej [...] warcie ukryty w belach z materiałami w jakiejś fabryce tekstyliów obserwowałem Polaków. W razie ataku miałem wystrzelić czerwoną racę i uciekać. Było ich ze 40. Dowodził oficer w mundurze. Wyglądali nędznie. Wielu rannych. Widziałem kobiety z bronią, cywilów, dzieci. Broń mieli kiepską. Wieczorem wróciłem z meldunkiem, rano szturmowaliśmy kryjówkę powstańców.
[...]
- Dziś już nie wiem, czy wtedy wysadzaliśmy Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, czy raczej Bank Polski. W każdym razie gdzieś w centrum. Nie mogliśmy długo tego zdobyć. Kazali nam zrobić podkop. Kopaliśmy we dwóch, tylko w slipach. Zmienialiśmy się na przodku. Kiedy byłem na przodzie, poczułem dziwny zapach, potem kolega przestał odbierać ziemię. Podczołgałem się, leżał martwy. Podkop wychodził na piwnicę. Usłyszałem Polaków. Pewnie odbili piwnicę. W nocy się wyczołgałem i piwnicami doszedłem do swoich. Nie mogłem rozpoznać wartownika. Kazał mi położyć się na ziemi. Wykrzyczałem swoje nazwisko i hasło: "Heidekrug" (Dzban wrzosu). Pytał, dlaczego jestem w majtkach. W końcu uwierzył.
Następnego dnia przywieźli goliata. Cywile musieli torować mu drogę, bo Polacy nauczyli się wysadzać goliaty jeszcze przy naszej linii i dużo żołnierzy ginęło. Goliat wywalił dziurę w murze. Całą noc goniliśmy się z Polakami po piwnicach i piętrach. Rano przyjechał czołg i budynek został zdobyty. W piwnicach leżało pełno złotych monet. Upychaliśmy je sobie po kieszeniach, aż portki spadały. Potem złoto znikło. Nasi szeptali, że Dirlewanger je gdzieś wywiózł.
To była chyba moja ostatnia akcja w Warszawie. Zdobywaliśmy jakiś budynek, biegłem przez pole. Leżał ranny żołnierz. Dałem mu wody z mojej manierki i pobiegłem wysadzić drzwi. SS szło za nami. Jak wracałem, zatrzymał mnie Dirlewanger. Wskazał rannego: "Ty dałeś tej świni pić?". Dopiero teraz zauważyłem, że na niemieckim mundurze ranny ma brudną biało-czerwoną opaskę.
"Zastrzel go!" - Dirlewanger dał mi swój pistolet.
[...] Jeden z esesmanów Dirlewangera wyrwał mi pistolet i zastrzelił Polaka.
- Pod koniec września podeszli do mnie trzej Polacy z podniesionymi rękami. Oddali karabin maszynowy i dwa pistolety. Jeden mówił perfekcyjnie po niemiecku. Stałem sam na posterunku. Nie wiedziałem, co mam z nimi zrobić. Powiedziałem, że muszą zaczekać i lepiej, żeby ich nikt nie zauważył. Miałem szczęście, szybko znalazłem naszego nowego porucznika. Odebrał jeńców osobiście i zaprowadził do SS.
Ostatni przyczółek Powstania skapitulował. Jakiś wysoki oficer przyszedł jako przedstawiciel narodu z białą flagą. Zaprowadziliśmy go do dowódcy batalionu. Widziałem tam naszego majora Wullenberga, Dirlewangera i innych dowódców. Po paru godzinach Polacy przyszli, ciągnąc za sobą masę ludzi i broń. Wszystkich rannych położono w wielkim magazynie fabryki octu. Nam rozkazano wyjść. Z zewnątrz słyszeliśmy krzyki i strzały. Wiem, co tam się stało.
W dniach kapitulacji natknąłem się na Felsa. Był ciężko ranny, ale przeżył nasz zamach. Obszedłem go z daleka. Dirlewangera widziałem ostatni raz, jak szedł wśród ruin z dwiema pięknymi kobietami. Miasto płonęło, na ulicach trupy. Jego skórzany płaszcz był podarty. One - blondynka i brunetka - bardzo eleganckie, zadbane. Szczebiotały wesoło. Nie wiem, czy to Polki, byłem za daleko.
To, co pozostało z Warszawy, wysadzali minerzy. Zostaliśmy przeniesieni, ale w listopadzie znowu tam byliśmy. Graliśmy w piłkę. Piłka wpadła do piwnicy. Wskoczyłem, żeby ją wyciągnąć. W piwnicy leżały niezliczone ciała, już prawie szkielety.
Zwykle budzę się bardzo wcześnie, moja żona śpi długo. Czasem w półśnie widzę przed sobą zabitych. Czasem próbuję liczyć tych, których sam zabiłem. Nie mogę policzyć.

Oudiran

Post autor: Oudiran » śr 01 wrz, 2004

PRZECZYTALEM TO STRASZNE JEST TO CO DZIALO SIE W WARSZAWIE NIEMCOW NIENWIDZIE I JAK CZYTAM TAKIE COS TO MOJA NIENAWISC ROSNIE !!!!!!!
Ostatnio zmieniony sob 04 wrz, 2004 przez Oudiran, łącznie zmieniany 1 raz.

THE CORE
zna go kilka osob z ekipy
zna go kilka osob z ekipy
Posty: 524
Rejestracja: śr 17 mar, 2004
Kontakt:

Post autor: THE CORE » śr 01 wrz, 2004

Żaden wykład. Przeczytałeś? To wspomnienia żołnierza wehrmachtu tłumiącego Powstanie Warszawskie. Jego wspomnienia wyjaśniają wszystko. Więcej na te tematy się nie będę wypowiadał.

Ifryt
zabiera szalik Stomilu na mecz
zabiera szalik Stomilu na mecz
Posty: 95
Rejestracja: ndz 25 lip, 2004
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: Ifryt » śr 01 wrz, 2004

THE Core: Bardzo dziękuję za to, że przedstawiłeś mi obraz tych podłych faszystów, bo dzięki temu wiem jacy to byli [moderator]*ny. Jestem tym faktem bardzo poruszony i teraz pałam nienawiścią do hitlerowców oraz w mniejszym stopniu niemców.
Przyznam Ci się zarazem, że opuściłem kilka linijek tekstu, ale naprawdę zdołałem przeczytać wszystko, co było istotne. Nie mogę głównie przeboleć morderstw ludzi pracujących w hospicium oraz zakonników. To bezwzględni oprawcy godni potępienia.
Wobec powyższego zobowiązuję się pogadać z osobami odpowiedzialnymi za wizerunek naszego stowarzyszenia, a konkretnie młynu na meczach, bo jak ktoś powiedział zrażamy do siebie potencjalnych kibiców Stomilu.
Ja w każdym razie nie przyłożę ręki do tych żałosnych "przyśpiewek", co więcej będę wyrażał swoją dezaprobatę.

Pojezierski
PRAWDZIWY KIBOL
PRAWDZIWY KIBOL
Posty: 1020
Rejestracja: sob 06 mar, 2004
Lokalizacja: Pojezierze
Kontakt:

Post autor: Pojezierski » śr 01 wrz, 2004

Ifryt pisze:THE Core: Bardzo dziękuję za to, że przedstawiłeś mi obraz tych podłych faszystów, bo dzięki temu wiem jacy to byli [moderator]*ny. Jestem tym faktem bardzo poruszony i teraz pałam nienawiścią do hitlerowców oraz w mniejszym stopniu niemców.
Przyznam Ci się zarazem, że opuściłem kilka linijek tekstu, ale naprawdę zdołałem przeczytać wszystko, co było istotne. Nie mogę głównie przeboleć morderstw ludzi pracujących w hospicium oraz zakonników. To bezwzględni oprawcy godni potępienia.
Wobec powyższego zobowiązuję się pogadać z osobami odpowiedzialnymi za wizerunek naszego stowarzyszenia, a konkretnie młynu na meczach, bo jak ktoś powiedział zrażamy do siebie potencjalnych kibiców Stomilu.
Ja w każdym razie nie przyłożę ręki do tych żałosnych "przyśpiewek", co więcej będę wyrażał swoją dezaprobatę.
:hahaha: ...Sory :lol: Nie mogłem sie powstrzymać :zeby:
Na codzień nie mówisz w ten sposób , więc po ch.. te "piękne" słowa :lol2:

P.S.-Wyjazd do Grójca w sobotę o godzinie 11.00
Zbiórka pod stadionem o 10.00.
Koszt wyjazdu to tylko 25 zł :wink:
Ostatnio zmieniony śr 01 wrz, 2004 przez Pojezierski, łącznie zmieniany 1 raz.

Mazur
był już na meczu wyjazdowym
był już na meczu wyjazdowym
Posty: 192
Rejestracja: czw 21 sie, 2003
Lokalizacja: Pieczewo / Jeziołka
Kontakt:

Post autor: Mazur » śr 01 wrz, 2004

Nie no nie moge jaka polewa :lol2: chłopaki wyluzujcie sie troszke o czym my tu gadamy to nie forum historyczne!

http://www.krzyszton.konin.lm.pl/nsdap2.jpg

Macie tu zdjecie waszego ulubienca :lol:

Ifryt
zabiera szalik Stomilu na mecz
zabiera szalik Stomilu na mecz
Posty: 95
Rejestracja: ndz 25 lip, 2004
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: Ifryt » śr 01 wrz, 2004

Wiesz co Mazur? Nie wiem z czego tu się śmiać. Natomiast co się tyczy mojego ulubieńca, to nie jest nim Adolf, lecz:

http://www.gornik.leczna.com/graf/zdjecia/Greece.jpg

Leszkowy
wie, że "Wyjazd Rzecz Święta"!
wie, że "Wyjazd Rzecz Święta"!
Posty: 299
Rejestracja: czw 26 lut, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Kormoran

Post autor: Leszkowy » czw 02 wrz, 2004

IFRYT MYSLALEM ZE TWOIM ULUBIENCEM JEST TWOJ ZIOM NA OBRAZKU :?
THE CORE BARDZO WZRUSZAJACY TEKST,NIE UKRYWAM ZE URONILEM TROCHE LEZ HEHEHE....

Awatar użytkownika
Soren
świeżak na forum
świeżak na forum
Posty: 1
Rejestracja: czw 02 wrz, 2004
Lokalizacja: Polska

Post autor: Soren » czw 02 wrz, 2004

NIE MA CO ROZTRZASAC PRZESZLOSCI BO TO NIE FORUM HISTORYCZNE.... A CO DO TEJ HISTORII TO MOGE POWIEDZIEC TYLE TO JEST WOJNA A NA WOJNIE SIE ZABIJA POLACY ROBILIBY TO SAMO CO NIEMCY I ROBILI :D ......ALE NIE O TO CHODZI....CHODZI O TO ZE ONI ROBILI TO NAM I JA NIE MAM ZAMIARU ZAPOMNIEC TYLKO DLATEGO ZE MNIE TO OSOBISCIE NIE DOTKNELO....CZAS LECZY RANY A ZEMSTA JEST SLODKA....I JESZCZE MOJE POKOLENIE POZNA JEJ SMAK... NAJBARDZIEJ DENERWUJE MNIE SPOSOB POSTEPYWANIA Z KOBIETAMI ....JEZELI WAS TO NIE RUSZA TO POMYSLCE ZE MOZE MACIE DZIEWCZYNE, SIOSTRE, A NA PEWNO MATKE I GDYBY IM ROBIONO TAKIE RZECZY :) PROPONUJE ZAKONCZYC TEMAT BO ROZWIJA SIE W ZLYM KIERUNKU... MIEJMY NADZIEJE ZE W 2006 POLSKA ZAGRA W NIEMCZECH WTEDY POKAZEMY NA CO NAS STAC.... POZDRAWIAM WSZYSTKICH
Ostatnio zmieniony czw 02 wrz, 2004 przez Soren, łącznie zmieniany 1 raz.

Ifryt
zabiera szalik Stomilu na mecz
zabiera szalik Stomilu na mecz
Posty: 95
Rejestracja: ndz 25 lip, 2004
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: Ifryt » czw 02 wrz, 2004

Leszkowy: Masz rację co do mojego ulubieńca. Chodziło mi tylko o zmylenie czujności. Natomiast co się tyczy obrazka, to jest ich trochę na forum szalikowców. Powyższa dziewczyna jest ponoć Greczynką :P .

P.S. Ludzie, czy nie zauważyliście, że nasze dyskusje zupełnie odbiegły od tematu, którym jest "Mecz z Okęciem" :?: :!: :!:

Grzechu
rzucił raz serpentyną
rzucił raz serpentyną
Posty: 9
Rejestracja: pn 13 wrz, 2004
Lokalizacja: Olsztyn

Mecze z Ceramiką Paradyż

Post autor: Grzechu » czw 16 wrz, 2004

Czy są już jakieś informacje na temat wyjazdu Ceramiki Paradyż?

Awatar użytkownika
A.
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 531
Rejestracja: ndz 24 sie, 2003
Kontakt:

Post autor: A. » czw 16 wrz, 2004

Kolego czytaj uważnie inne tematy. Wyjazdu nie ma, informacji na necie również. Chcesz coś wiedzieć to chodź na zebrania lub dowiaduj się u kompetentnych osób. Proponuje zamknąć lub usunąć temat.

kru

Post autor: kru » czw 16 wrz, 2004

Zmieniłem tytuł posta. Być może znajdą się osoby, które będą chciały skomentować spotkanie Ceramika Paradyż - OKS 1945 Olsztyn.

Przypominam, że mecz w niedzielę o godzinie 15.00

adam
kiedyś odpalił nawet race
kiedyś odpalił nawet race
Posty: 317
Rejestracja: wt 17 sie, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Pojezierze

Mecz z Ceramiką

Post autor: adam » pt 17 wrz, 2004

No to panowie jakie typy. Oczywiście kierując się głosem serca obstawiłem Nasze zwycięstwo, ale mam przeczucie że będzie remis (1:1). Niech jednak wygra głos serca.
TYLKO STOMIL OKS!!!

Oudiran

Post autor: Oudiran » pt 17 wrz, 2004

JA OBSTAWIM WYNIK 2:1 DLA NAS

wyder1987
stara się chodzić na wszystkie mecze
stara się chodzić na wszystkie mecze
Posty: 72
Rejestracja: czw 08 sty, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Hamburg

Post autor: wyder1987 » sob 18 wrz, 2004

Ja obstawiam 3:1 na korzyść Olsztynian.

Awatar użytkownika
Pytoo
wie kto jest "Dumą Warmii"!
wie kto jest "Dumą Warmii"!
Posty: 23
Rejestracja: ndz 15 sie, 2004
Lokalizacja: Olsztyn, Kormoran

h

Post autor: Pytoo » sob 18 wrz, 2004

8:0 dla olsztyna rzecz jasna do konca 1 polowy

SoNy
był już na meczu wyjazdowym
był już na meczu wyjazdowym
Posty: 128
Rejestracja: ndz 25 kwie, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Nagórki

Post autor: SoNy » sob 18 wrz, 2004

ja rowniez obstawilem 2 - 1 dla Stomilu :)

goro
stara się chodzić na wszystkie mecze
stara się chodzić na wszystkie mecze
Posty: 66
Rejestracja: czw 28 sie, 2003

Post autor: goro » sob 18 wrz, 2004

Stomil wygra 2-0, Zahorski, Wierzba

Awatar użytkownika
Swider
jak wyjazd to tylko do Iławy i Elbląga...
jak wyjazd to tylko do Iławy i Elbląga...
Posty: 203
Rejestracja: pt 17 wrz, 2004
Lokalizacja: Prusy Wschodnie.

Post autor: Swider » sob 18 wrz, 2004

Mam nadzieje ze zmuszenie A.Biedrzyckiego nie wplynie w znaczacy sposob na zaspol i nasz trener bedzie mogl normlanie koordynowac sprawy dziejace sie na boisku i mam nadzieje ze dojda kolejne 3 oczka...

Dawid
kiedyś odpalił nawet race
kiedyś odpalił nawet race
Posty: 324
Rejestracja: wt 03 sie, 2004
Lokalizacja: Fc. Olsztynek

Post autor: Dawid » sob 18 wrz, 2004

Ceramika jest w dole Tabeli , powinno byc dobrze ! Ja wierze że Stomil od początku przejmie inicjatywe po pierwszej połowie befdzie 3-1 a potem strzela jeszcze jedną i 4-1 :D :!:

Has
wie kto jest "Dumą Warmii"!
wie kto jest "Dumą Warmii"!
Posty: 19
Rejestracja: sob 18 wrz, 2004

Post autor: Has » sob 18 wrz, 2004

3:0 dla Stomilu oczywiście :)

HuHo
wie kto jest "Dumą Warmii"!
wie kto jest "Dumą Warmii"!
Posty: 33
Rejestracja: czw 19 sie, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Jaroty

Post autor: HuHo » sob 18 wrz, 2004

3 - 0 dla OKSu, Legionovia remisuje z ŁKS Łomża i mamy lidera do końca rozgrywek

adam
kiedyś odpalił nawet race
kiedyś odpalił nawet race
Posty: 317
Rejestracja: wt 17 sie, 2004
Lokalizacja: Olsztyn / Pojezierze

Mecz z Ceramiką

Post autor: adam » ndz 19 wrz, 2004

Mam prośbę, niech ktoś wrzuci mi na komórkę wynik po pierwszej połowie i końcowy z komputera. Mam nadzieję, że tym razem ktoś będzie łaskawy....
Mój numer 501630522. Z góry dzięki.

Zablokowany