Strona 1 z 14

Artykuły/prasa

: ndz 30 wrz, 2007
autor: Aro
tekst z Gazety Polskiej: "Patrioci w szalikach" Jerzego Dudały.

Znaleziony gdzieś w necie, długi ale naprawdę warto przeczytać. Może to nakłoni większą ilość ludzi do chodzenia na Stomil

"Pochwała lokalnej wspólnoty

W "Napoleonie z Notting Hill" G.K. Chesterton, wybitny anglosaski pisarz katolicki, oddaje hołd idei lokalnych wspólnot. Własny lokalny sztandar, lokalne barwy - rzeczy całkowicie niematerialne, lecz właśnie dlatego najważniejsze. Istotne na tyle, by warto było dla nich żyć i umierać. Dzisiaj wspólnoty takie - czy to się komu podoba, czy nie - tworzą piłkarscy kibice. Zamiast chorągwi mamy klubowe szaliki, lecz istota sprawy pozostaje taka sama. Solidarność z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli to znak rozpoznawczy współczesnego kibica.

W czasach komunistycznych jakże często stadiony należały do nielicznych, obok kościołów, enklaw wolności. Paradoksalnie, bo sport służyć miał przecież przez dziesięciolecia propagandzie sukcesów socjalizmu. Niedostrzeżenie przez komunistyczne władze zagrożenia, jakie stanowiły pozbawione ścisłej kontroli stadiony piłkarskie, stało się jednym z gwoździ do trumny PZPR. Telewizja musiała przerywać lub szatkować transmisje, bo ludzie skandowali "Solidarność" albo obrażali władzę. Na stadionach przekonywali się, że podobnie myślą inni. W takiej atmosferze kształtowało się również nowe poczucie wspólnoty lokalnej. Określenie "mój klub" wyznaczać zaczęło dumę z miejsca urodzenia; dumę, której nie było w stanie obudzić socjalistyczne państwo.

W artykule "Ojczyzna" Jerzy Jankowski wyraził opinię, że kibice to osobnicy "obwieszeni biało-czerwonymi szalikami", którzy chcą uchodzić za patriotów, zaś patrioci wśród młodych ludzi są " "zupełnie gdzie indziej". Opinie takie rażą nieprawdziwością.

Po upadku systemu komunistycznego kibice przyczynili się do tworzenia patriotyzmu lokalnego, a podczas spotkań reprezentacji Polski do promowania więzi narodowej. Dziś ich wspólnoty, obecne także w niedużych miasteczkach, często stanowią ostatni bastion obrony przed trującym jadem politycznej poprawności.

Ludziom, którzy nigdy nie byli na meczu, stadiony kojarzą się wyłącznie z rozróbami. I tylko im. Przekaz medialny powoduje, że jeśli do zadymy dojdzie na jednym ze stu meczów, głośny będzie właśnie ten jeden. Reszty zwykły człowiek nie zauważy.

Istota systemu wartości kibiców to nadal solidarność (choć już przez małe "s") z własnym klanem, cześć dla własnych, specyficznych symboli. A człowiek, który potrafi żyć i szczerze uczestniczyć we własnej małej ojczyźnie, jest na najlepszej drodze, by odczuwać w stopniu większym niż ktokolwiek inny przynależność do wspólnoty wyższego rzędu - do całego narodu. Nie przypadkiem to wokół naturalnych lokalnych wspólnot skrystalizowały się pierwsze ogniska, pokazujące jedność narodowej wspólnoty po śmierci Jana Pawła II.


Myślę, że w razie wojny to owi pogardzani "chuligani", a nie ubrani w drogie garnitury yuppies, stanęliby dziś w pierwszym szeregu do walki w obronie ojczyzny. Więcej spośród tych drugich podpisałoby folkslisty lub lojalki - byleby pozwolić im korzystać z drogich sklepów i nie przeszkadzać w karierze.

W październiku 2005 r. zmarła legenda kibiców Lechii Gdańsk, Tadeusz Duffek - w latach 80. lider trójmiejskiej Federacji Młodzieży Walczącej, zasłużony dla walki o niepodległość, o których to zasługach wspominał marszałek senatu Bogdan Borusewicz.

Takich ludzi było i jest w całej Polsce setki, jeśli nie tysiące. Działania kibiców zaangażowanych patriotycznie wymieniać, można by długo. Kibice Legii, czczący pamięć Romana Dmowskiego i warszawskich powstańców, fetujący wizytę papieża Benedykta XVI; kibice Lecha Poznań, organizujący oprawę z okazji Czerwca 1956; przemyski Czuwaj, aktywnie uczestniczący w promowaniu harcerstwa i postaw patriotycznych.

Warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. W czasach globalizacji, gdy przywiązanie do korzeni dla wielu przestaje być wartością, kibice z dumą podkreślają, skąd pochodzą

Kibica może zrozumieć tylko drugi kibic. Kibicowanie to nie tylko mecze, ale również sposób na życie. Jest fascynujące, że ludzie z różnych sfer utożsamiają się z danym klubem, miastem, regionem i jeżdżą na mecze z udziałem swoich zawodników, często narażając życie i zdrowie.
We wstępie swojej książki "Fani chuligani. Rzecz o polskich kibolach", która ukazała się w 2004 r., napisałem, że kibice są różni. Są wśród nich ludzie lubiący zadymy, są ultrasi (organizatorzy choreografii na trybunach, podgrzewający atmosferę) i wreszcie ci, którzy przychodzą na stadion dla samej gry. Ile osób na stadionie, tyle motywów pójścia na mecz. Dzięki meczom i całej otoczce im towarzyszącej można choćby na chwilę zapomnieć o pracy, wrednym szefie, codziennej szamotaninie czy kłopotach w domu.

Klub jest czymś wyjątkowym dla zagorzałych fanów. Przyciąga swoją magią, która bierze się z tradycji przekazywanych często z pokolenia na pokolenie, z legend traktujących o przygodach sprzed lat. Trudno to jednak opisać, to trzeba przeżyć. Przeciętnej osobie, nie interesującej się sportem, trudno zrozumieć kogoś, kto za własne pieniądze tłucze się po całej Polsce za swoim klubem. Dla kibica barwy czy herb klubowy stanowią świętość. Fenomen kibicowania trafnie przedstawił Wojciech Wencel, poeta i krytyk literacki, a jednocześnie zagorzały kibic Arki Gdynia. W jednym z wywiadów powiedział: "kibicowanie to mit, który poznaje się w dzieciństwie i od którego później trudno się uwolnić. To mit wiążący ludzi, podobny do wspólnoty narodowej czy regionalnej, ale jeszcze silniejszy. Jest to pierwotne, ale szlachetne. Kibiców przedstawia się jako chuliganów, ale tak nie jest". Zgadzam się z Wojciechem Wenclem. W przypadku kibicowania mamy do czynienia z nieopisaną magią, z niezwykłą atmosferą - kto jeździł na mecze, ten wie, o czym myślę. Kto nie jeździł, niech żałuje.

Zamiast powielać stereotypowe opinie, należałoby też dostrzec wartości, jakie niesie za sobą kibicowanie - bezinteresowne i całkowite oddanie swemu klubowi. Socjolodzy mówią o futbolizacji społeczeństw, zwracają uwagę, że dla wielu ludzi kibicowanie jest niczym religia. Fanatycznych kibiców znajdziemy zarówno w Europie (w Anglii - kolebce chuligaństwa stadionowego, w Holandii, Polsce, we Włoszech czy w Grecji), ale także w Argentynie czy Brazylii. Właśnie w Brazylii po spektakularnych porażkach drużyny canarinhos gwałtownie wzrasta liczba samobójstw. Z kolei kibice-chuligani z Argentyny zaliczają się do najbardziej niebezpiecznych w świecie. W Polsce ten typ kibica zaczął się pojawiać na stadionach na początku lat 80.

W przypadku niektórych klubów zarówno w Polsce, jak i za granicą można dostrzec pewną prawidłowość. Są bowiem kluby, które zawsze miały wśród licznych rzesz sympatyków również i wielu takich, którzy wdawali się w utarczki z innymi kibicami. Wystarczy wymienić takie kluby, jak Wisła Kraków, ŁKS Łódź, Zagłębie Sosnowiec, Legię Warszawa, Śląsk Wrocław, Ruch Chorzów, Lechię Gdańsk czy Arkę Gdynia. Z kibicami tych klubów wiążą się początki chuligaństwa stadionowego w Polsce. Nieco później w chuligańskich ekscesach zaczęli uczestniczyć kibice innych klubów, m.in. Jagiellonii Białystok czy Lecha Poznań.

Stereotypowa opinia mówi, że młodymi chuliganami sterują starsi kibole. To nieprawda, bo zazwyczaj jest wprost przeciwnie. Im ktoś młodszy, tym bardziej radykalny w poglądach. Obecnie najbardziej brutalni są młodzi kibice, mający kilkanaście lat. Często wchodzą oni w konflikt z kibicowską starszyzną, nie chcąc się jej podporządkować. Natomiast starsi, którzy już wiele widzieli i przeżyli, raczej ochładzają atmosferę na trybunach. Tego jednak media nie zauważają, bo wiadomo - agresja się lepiej sprzedaje. W gazetach dominuje postawa "niech się leją, a my to opiszemy". Przykładowo Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa, na czele którego stoi jeden z bardziej znanych kibiców w Polsce Andrzej Piórkowski "Bosman", robi naprawdę pożyteczne rzeczy. Organizuje wyjazdy na mecze, także dla kibiców niepełnosprawnych, uczestniczy w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, organizuje międzynarodowy turniej kibiców (przyjeżdżają nań co roku m.in. kibice holenderskiego Den Haag czy Juventusu, z którymi legioniści żyją w przyjaźni) czy też sprawia niespodzianki dzieciakom z domów dziecka, rozdając im klubowe gadżety bądź organizując spotkania z piłkarzami.

W Polsce o kibiców się nie dba, często traktuje się ich jak piąte koło u wozu. A przecież przy olbrzymiej korupcji środowiska piłkarskiego to właśnie kibice są najbardziej uczciwi. Oni kochają kluby bezinteresownie i wiernie trwają przy ukochanych barwach.

Myliłby się ten, kto uznałby, że dawniej kibicowskich zadym nie było. W PRL też dochodziło do stadionowych awantur, tyle że informacje o nich nie przedostawały się do mediów. Do jednej z największych doszło 9 maja 1980 r. w Częstochowie, gdzie mecz finałowy Pucharu Polski rozgrywały Lech i Legia. W dniu meczu Częstochowa stała się placem bitwy. W wyniku starć zginęła jedna osoba (według niektórych źródeł zabitych było więcej), a setki zostały ranne. W czasach PRL kibicowanie było zupełnie inne - wielu młodych ludzi kontestowało system komunistyczny i się mu przeciwstawiało. Wiele meczów, szczególnie tych rozgrywanych w Gdańsku, przeradzało się w antykomunistyczne demonstracje. Mecz często był tam tylko pretekstem do pokazania swoich przekonań i wykrzyczenia: "a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", czy "precz z komuną". W tamtym okresie kibice gdańskiej Lechu często walczyli z zo-mowcami nie tylko podczas meczów, ale również w trakcie licznych demonstracji na ulicach Trójmiasta. Środowiska, które działały w podziemiu, wzajemnie się przenikały. Ludzie przychodzili na mecze Lechii, pod kościół św. Brygidy i pod stocznię. To właśnie były trzy gdańskie bastiony niepodległości. Zomowcy często wyżywali się na kibicach z Gdańska, m.in. urządzali im ścieżki zdrowia. Ale to nie było nic nadzwyczajnego, bo mundurowi zawsze traktowali kibiców Lechii wyjątkowo brutalnie.

Szczególnie dziś - warto kibicować, warto utożsamiać się z jakimś klubem. Dlaczego? Dlatego, by związać się ze swoją małą ojczyzną. Wszak kibic to prawie zawsze lokalny patriota, a czasem nawet lokalny szowinista. I bardzo dobrze, bo ten szowinizm może się z czasem wyciszyć, a miłość do klubu, a także do miasta i regionu pozostanie.
Bycie kibicem, fanem, fanatykiem, szalikowcem, kibolem - mniejsza o nazewnictwo - najczęściej wiąże się z uczuciem silnej przynależności do regionu, miasta. Jak w każdym obszarze - dla jednych jest to powierzchowne i niewiele znaczące, dla drugich istotne i mocne uczucie. I dla nich słowa "moje miasto" czy "mój klub" znaczą naprawdę bardzo wiele.

Oni często interesują się historią nie tylko swego klubu, ale także regionu, znają zarówno okoliczności sukcesów, jak i porażek, jakie odnosili zawodnicy ich klubu. Bo ten klub to właśnie oni - kibice, bo kluby bez kibiców to smutne i nikomu niepotrzebne twory. Przykładem choćby Amica Wronki, która była przedłużeniem struktur marketingowych producenta AGD. Producent ten niedawno usadowił się w Poznaniu, bo wie, że w Wielkopolsce ważny klub z ogromnymi tradycjami i tysiącami wiernych kibiców jest jeden - Lech.

W Warszawie, Łodzi, Krakowie, Zagłębiu Dąbrowskim czy na Górnym Śląsku jest podobnie. Spróbujmy sobie wyobrazić Legię Warszawa, ŁKS Łódź, Wisłę Kraków, Ruch Chorzów, Górnika Zabrze czy Zagłębie Sosnowiec bez ich fanów. Bez nich wiele z tych klubów pewnie już by nie istniało, nie przetrwałyby transformacji systemowej i wejścia w realia rynkowe. Bez kibiców klub może funkcjonować, ale trwa w letargu, cicho i bezbarwnie.

Natomiast klub mający oddanych kibiców, nawet gdy przechodzi kryzys i notuje beznadziejne wyniki - zawsze czuje ich wsparcie. Przejawia się ono na wiele sposobów, ale jest! I to ono właśnie decyduje o żywotności klubu.

Kibice Legii przed każdym meczem śpiewają "Sen o Warszawie" Czesława Niemena, uczestniczą w obchodach rocznic powstań narodowych i przekazują miłość do Legii i Warszawy młodszym rocznikom. Robią to, czym powinien też zająć się klub, bo władze Legii nie robią nic, by wychować sobie młode pokolenia kibiców. Wszystkim tym zajmują się fani - głównie za pośrednictwem Stowarzyszenia

Po awanturach w Wilnie władze klubu uderzyły w stowarzyszenie i zerwały z nim współpracę zamiast wspólnie zastanowić się, co zrobić, by nie dopuścić do podobnych incydentów w przyszłości. Stowarzyszenie nie organizowało wyjazdu do Wilna, mógł tam jechać każdy, a trudno winić członków stowarzyszenia za niedostateczne zabezpieczenie stadionu w Wilnie i naganne zachowanie gówniarzy w szalikach. Jednak teraz odpowiedzią ze strony władz klubu jest między innymi szykanowanie spokojnych kibiców za przewinienia typu odpalenie racy na stadionie. Widać, że władzom Legii - w przeciwieństwie np. do dbających o swych fanów władz Lecha Poznań - na kibicach zupełnie nie zależy.

Weźmy dumę regionu Zagłębia Dąbrowskiego - Zagłębie Sosnowiec; to prawdziwy ewenement. W 1993 r. ogłoszono upadłość i zlikwidowano klub. A kibice zostali, ba - na przekór przeciwnościom zaczęli tłumnie jeździć na mecze reprezentacji i spotkania zaprzyjaźnionej Legii, by wykrzyczeć: "było, jest i będzie - zawsze Zagłębie!". Gdyby w ogóle zatracili swą aktywność i nie interesowali się klubem, to możliwe, że paru pasjonatom z Leszkiem Baczyńskim na czele nie udałoby się go wskrzesić. Ale kibice się nie poddali, manifestowali przywiązanie do klubu i wykazywali, że ma on trwać i że na grę piłkarzy pod szyldem Zagłębia jest zapotrzebowanie.

Fani Legii każdego roku uczestniczą w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego, składają wieńce i zapalają znicze, na które sami zbierają pieniądze. Z kolei kibice sosnowieckiego Zagłębia stale zaznaczają swą całkowitą odrębność od Górnego Śląska, a kibice chorzowskiego Ruchu popierają, jak Kazimierz Kutz, też kibic Ruchu, ideę autonomii Górnego Śląska.

Póki szowinizm kibiców nie przeradza się w fizyczne ataki na przeciwników, należy go chwalić, a nie ganić. Powody do wszczęcia awantury mogą dziś być różne. I nie są tu potrzebne animozje między klubami, miastami czy regionami. Natomiast lepiej, by młodzi ludzie ultrasowali na stadionach, tworząc choreografie niosące z sobą konkretne treści, niż nudzili się pod blokiem i patrzyli tylko, komu spuścić manto.

Obecnie kibicowanie jest inne niż przed laty. Spontaniczny doping zastąpiły wyreżyserowane choreografie, przypadkowe awantury - umawiane bójki. Kibice mają też swoje pisma, np. tygodnik "Nasza Legia", miesięcznik "To my kibice" oraz pismo "To my kibice plus".
W Anglii ceną za zapewnienie bezpieczeństwa był odpływ wielu oddanych kibiców ze stadionów. Odpływ nie tylko chuliganów, ale też wiernych fanów. Rozmawiałem ostatnio z przeszło 40-letnim kibicem londyńskiej Chelsea. Powiedział, że normalni kibice nie chodzą już na Stamford Bridge, bo 50 funtów za bilet to przesada. Fakt - wyeliminowano chuliganów, ale wylano przy okazji dziecko z kąpielą.

Zniszczono bowiem niepowtarzalną atmosferę, charakterystyczną dla meczów rozgrywanych dawniej przez piłkarzy "The Blues". Opinię tę potwierdza Danny Dyer, aktor, odtwórca głównej roli w kultowym już filmie "Football Factory", a prywatnie zagorzały kibic londyńskich Młotów, czyli West Hamu. Wprawdzie w "Football Factory" zagrał fanatycznego kibica Chelsea, ale mówi, że taką po prostu ma pracę. Zapytałem go, jak jest teraz na stadionie Chelsea.

- To już nie to samo, co przed laty - odparł. - Na Stamford Bridge nie ma już tej atmosfery co kiedyś. Wysokie ceny biletów oraz różnego rodzaju obostrzenia odstraszają wielu zagorzałych fanów. Pod względem atmosfery zdecydowanie lepiej jest na Upton Park, stadionie West Hamu. Nie czuć tam na razie aż takiej komercji. W ogóle dzisiejsze kibicowanie mocno różni się od tego, co było na trybunach angielskich stadionów w latach 80. czy na początku lat 90. Jest bezpiecznie, ale atmosfera siadła.

No cóż, teraz najbardziej oddani fani Chelsea oglądają mecze w londyńskich pubach. Siedzą, patrzą tępo w ekran i wspominają stare dobre czasy. Te, kiedy nie było Abramowicza i jego pieniędzy, a w drużynie większość stanowili Anglicy. Oby w Polsce nie doszło do sytuacji, w której puby staną się najlepszym miejscem na oglądanie meczów na żywo.

Kibicowanie do tej pory jakoś broniło się u nas przed komercjalizacją. Także dzięki temu, że przed 1989 r. miało głęboki podtekst polityczny. Teraz, kiedy mamy kapitalizm i wolny rynek, także i kibicowanie mocno się zmieniło. Jest jakby nieco płytsze, bo już niepoparte kontestacją systemu i zaangażowaniem w walkę o wolność i "Solidarność". Ma to zarówno dobre, jak i złe strony. Ale to już odrębny temat."

: ndz 30 wrz, 2007
autor: pztrz
Jest to dość stary art :)

: ndz 30 wrz, 2007
autor: Aro
Stary ale jeszcze nie widziałem aby jakiś dziennikarz w taki sposób opisywał Polską piłkę. Co najważniejsze - ma sporo racji.

: ndz 30 wrz, 2007
autor: pztrz
Aro pisze:Stary ale jeszcze nie widziałem aby jakiś dziennikarz w taki sposób opisywał Polską piłkę. Co najważniejsze - ma sporo racji.
Z tym sięzgadzam jest to jeden z niewielu art. przychylnych ;)

: ndz 30 wrz, 2007
autor: M4ly
Bardzo dobry art. lepiej byśmy poszli na stadion się wysumieli i pokazali jak się bawimy, niż gnili na osiedlach bez wiekszego sensu.

: ndz 30 wrz, 2007
autor: Shogun
nie no artykul kozacki :wink:

: ndz 30 wrz, 2007
autor: Devoy
Bardzo dobry art, po prostu nigdy nie widzialem takiego o piłce nożnej i kibicach...

: sob 05 sty, 2008
autor: Preze(S)
polecam do przeczytania
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

: sob 05 sty, 2008
autor: M4ly
Bardzo dobry artykuł wiele trafnych uwag.
Ma racje pisząc że jego koledzy dziennikarze wypisują rzeczy ktore dadzą się sprzedać, choć to jest najczęściej wyolbrzymione zajście które się pojawia "1 na 100 spotkań".

: czw 28 lut, 2008
autor: Pojezierski
:arrow: http://gazetaolsztynska.wm.pl/AZS-czy-OKS,40935
AZS czy OKS?

Pewnie urażę wielu kibiców siatkówki, ale powtórzę moje słowa z czasów, kiedy to jeszcze PZU był sponsorem AZSu: od lat w Olsztynie mamy najwyższej klasy zawodników i trenerów siatkówki.

Tymczasem w kolejnej telewizyjnej wypowiedzi kolejny z owych wspaniałych (nie piszę ironicznie- naprawdę darzę szacunkiem) trenerów- pan Ireneusz M.- mówi, że za dwa/trzy lata powstanie drużyna na miarę mistrza Polski i o poziomie iście europejskim. Za wyżej wspomniane dwa/ trzy lata minie tych lat 7 czy 8 (nie wiem dokładnie- siatkówka nie zajmuje 1go miejsca wśród interesujących mnie sportów), od kiedy klub jest sponsorowany ogromnymi nakładami pieniędzy. Przez ten czas taki klub, jak Wisła Kraków, wielokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, ogrywał dużo wyżej od siebie notowanych rywali. Nie chcę powiedzieć, że AZS trzeba zniszczyć- jestem lokalnym patriotą i chciałbym, by akademicy zdobyli wreszcie upragniony złoty medal mistrzostw Polski. Wciąż nie rozumiem jednak, dlaczego takie firmy, jak Mlekpol czy PZU nie zechcą zainwestować w mój ukochany Stomil. Od lat, mimo kiepskiej kondycji finansowej klubu, zgromadzonych jest wokół Stomilu mnóstwo ludzi, którym naprawdę zależy, by czasy pierwszej ligi (od nowego sezonu- ekstraklasy) wróciły do Olsztyna. A i reklama, dla sponsora tzw. strategicznego, byłaby solidna. Wiem tylko, że takich komentarzy panowie prezesi bogatych firm nie czytają w ogóle.
Największy paradoks widać na zamieszczonym przeze mnie zdjęciu: zniszczony stadion, na nim liczni fanatycy klubu (co świadczy o dużym zainteresowaniu piłką nożną i dużym oddaniu drużynie), a za ich plecami- wspaniały, zamaszyście wymalowany w barwy i logo firmy, biurowiec francuskiego potentata produkcji wszelakiej maści opon samochodowych wraz z ogromną fabryką, której dzienny dochód to grube miliony euro. Polskim pracownikom płaci się tu jednak jałmużnę, a klub, z którego niewątpliwie firma mogłaby mieć wyższy dochód- jest ignorowany.
Krzysztof Wojciech Miszkiewicz

: czw 28 lut, 2008
autor: Fanatyk_OKS
Świetny artykuł...
Myślę że nic dodać nic ująć.

: czw 28 lut, 2008
autor: Preze(S)
nom i to jest może dowód,że coraz więcej osób chce i dostrzega ,że dobra drużyna piłkarska czyt. STOMIL 8) jest w Olsztynie bardzo potrzebna i oczekiwana.To jest tez sygnał dla nas do większego zaangażowania dla dobra nas wszystkich .

: czw 28 lut, 2008
autor: elemelek
:brawa: dla Krzyśka za artykuł. Pamiętam jak jeszcze w podstawówce śmigaliśmy na mecze Stomilu w 1 lidze. Pozro Krzychu!

: czw 28 lut, 2008
autor: THE CORE
Pojezierski pisze: Wciąż nie rozumiem jednak, dlaczego takie firmy, jak Mlekpol czy PZU nie zechcą zainwestować w mój ukochany Stomil.
To proste: utrzymanie drużyny siatkarzy jest o niebo tańsze niż drużyny piłkarzy.
1. W "cenie" takiej jednej Wisły Kraków można mieć, jak sądzę, półtorej ligi siatkarzy.
2. Piłkarska gwiazda często zarabia tyle ile wynosi budżet całego klubu siatkówki.
3. Siatkarze grają w halach, a hale mają to do siebie, że nawet bardzo luxusowa hala nie kosztuje w budowie i utrzymaniu tyle co przeciętny stadion.
4. Piłkarze nie dość, że są drożsi to jeszcze trzeba mieć ich w kadrze ponad dwudziestu. Tyle co w trzech drużynach siatkarskich.
5. Siatkarze nie potrzebują tak bogatej infrastruktury jak piłkarze a formy nie muszą budować na zgrupowaniach na Cyprze lub w Andaluzji.
6. Kibice piłkarscy nie cieszą się tak dobrą opinią jak kibice siatkówki. To na meczach siatkówki (przynajmniej w Polsce) można zobaczyć całe rodziny. Roześmiane, radosne, bezpieczne...
7. Komfort oglądania meczu piłki noznej (przynajmniej w Polsce) jest niższy niż komfort oglądania meczu siatkówki. Na stadionie często jest zimno, pada deszcz, wieje wiatr. W hali - nigdy.

Też żałuję, że wolą AZS. I przez to moja niechęc do AZS jest jeszcze większa, ale rozumiem czemu wybierają siatkówkę.
Może w Olsztynie będziemy mieć 1 ligę. Może nawet Extraklasę, ale abyśmy byli w niej czymś więcej niż Polonią Bytom musielibyśmy mieć przynajmniej dobry stadion. Choćby taki jak w Kielcach.

hah

: pt 29 lut, 2008
autor: haczyk
Brawo za wiedze :lol: takich głupot to już dawno nie czytałem :)

: pt 29 lut, 2008
autor: Reggie
THE CORE pisze:
Pojezierski pisze: Wciąż nie rozumiem jednak, dlaczego takie firmy, jak Mlekpol czy PZU nie zechcą zainwestować w mój ukochany Stomil.
To proste: utrzymanie drużyny siatkarzy jest o niebo tańsze niż drużyny piłkarzy.

2. Piłkarska gwiazda często zarabia tyle ile wynosi budżet całego klubu siatkówki.
Dobrze że zaznaczyłeś "często". Wystarczy spojrzeć na AZS: Zagumny zarabia milion, Szymański ponad 900 000 za rok. Czyli prawie 2 mln złotych a to już jest solidna podstawa to stworzenia budżetu klubu 2ligowego w oparciu jeszcze o jednego sponsora strategicznego.

Pozdrawiam

ha

: pt 29 lut, 2008
autor: haczyk
THE CORE pisze:
Pojezierski pisze: Wciąż nie rozumiem jednak, dlaczego takie firmy, jak Mlekpol czy PZU nie zechcą zainwestować w mój ukochany Stomil.
To proste: utrzymanie drużyny siatkarzy jest o niebo tańsze niż drużyny piłkarzy.
1. W "cenie" takiej jednej Wisły Kraków można mieć, jak sądzę, półtorej ligi siatkarzy.
2. Piłkarska gwiazda często zarabia tyle ile wynosi budżet całego klubu siatkówki.
3. Siatkarze grają w halach, a hale mają to do siebie, że nawet bardzo luxusowa hala nie kosztuje w budowie i utrzymaniu tyle co przeciętny stadion.
4. Piłkarze nie dość, że są drożsi to jeszcze trzeba mieć ich w kadrze ponad dwudziestu. Tyle co w trzech drużynach siatkarskich.
5. Siatkarze nie potrzebują tak bogatej infrastruktury jak piłkarze a formy nie muszą budować na zgrupowaniach na Cyprze lub w Andaluzji.
6. Kibice piłkarscy nie cieszą się tak dobrą opinią jak kibice siatkówki. To na meczach siatkówki (przynajmniej w Polsce) można zobaczyć całe rodziny. Roześmiane, radosne, bezpieczne...
7. Komfort oglądania meczu piłki noznej (przynajmniej w Polsce) jest niższy niż komfort oglądania meczu siatkówki. Na stadionie często jest zimno, pada deszcz, wieje wiatr. W hali - nigdy.

Też żałuję, że wolą AZS. I przez to moja niechęc do AZS jest jeszcze większa, ale rozumiem czemu wybierają siatkówkę.
Może w Olsztynie będziemy mieć 1 ligę. Może nawet Extraklasę, ale abyśmy byli w niej czymś więcej niż Polonią Bytom musielibyśmy mieć przynajmniej dobry stadion. Choćby taki jak w Kielcach.
1.Budżet Wisły to ok. 30 mln zł. Budżet pięciu czołowych drużyn PLS jest już większy. Wiedź nie pisz że można by za to kupić wszystkie drużyny.
2.Najlepiej w Orange Ekstraklasie zarbiają Edson Roger i Cantoro. Średnio ok.350 tys euro. Budżet AZS Warszawa (najniższy lub prawie najniższy gdyż nie mam danych co do drużyny z Sosnowca) wynosi ok 2,5 mln złotych
3.Hala w Kielcach jedna z najnowocześniejszych w Polsce kosztowała 27, 5mln złotych. MOże pomieścić max. tylko 4200 osób.
4.To mnie rozwaliło !! Jeden zespół średnio 7 zawodników.!! Taka Delektra Bydgoszcz ma ich 17!!. Myślisz że co jest 7 zawodników a reszta to za darmo gra. Albo że cała drużyna liczy 7 ludzi !! hah
5.Hala,siłownia,odnowa biologiczna jednak ta infrastruktura jest potrzebna.
6 i 7.Tutaj sie akurat zgodzę .

A co do AZS to powinieneś sie cieszyć że w Olsztynie jest drużyna która świetnie sobie radzi w PLS i można ją zobaczyć na europejskich parkietach.

Re: ha

: pt 29 lut, 2008
autor: Gie.
haczyk pisze:[
1.Budżet Wisły to ok. 30 mln zł. Budżet pięciu czołowych drużyn PLS jest już większy. Wiedź nie pisz że można by za to kupić wszystkie drużyny.
Rok założenia: 1930
Barwy: żółto-czarne
Adres: ul. Dąbrowskiego 11, 97-400 Bełchatów
Telefon: tel. 44 632 13 18, faks: 44 632 13 18
Hala: Energia
Prezes: Andrzej Lewandowski
Trener: Daniel Castellani
Szacowany budżet: 7 mln. złotych
W poprzednim sezonie: Mistrz Polski
Internet: www.skra.pl
Źródło http://sport.wp.pl/
Większy :?: Chyba że podano złe dane :)

Re: ha

: pt 29 lut, 2008
autor: haczyk
Glebuś pisze:
haczyk pisze:[
1.Budżet Wisły to ok. 30 mln zł. Budżet pięciu czołowych drużyn PLS jest już większy. Wiedź nie pisz że można by za to kupić wszystkie drużyny.
Rok założenia: 1930
Barwy: żółto-czarne
Adres: ul. Dąbrowskiego 11, 97-400 Bełchatów
Telefon: tel. 44 632 13 18, faks: 44 632 13 18
Hala: Energia
Prezes: Andrzej Lewandowski
Trener: Daniel Castellani
Szacowany budżet: 7 mln. złotych
W poprzednim sezonie: Mistrz Polski
Internet: www.skra.pl
Źródło http://sport.wp.pl/
Większy :?: Chyba że podano złe dane :)
Chodziło mi o budżet 5 czołowych zespołów razem wziętych :)

Re: ha

: pt 29 lut, 2008
autor: Emilozo
haczyk pisze:A co do AZS to powinieneś sie cieszyć że w Olsztynie jest drużyna która świetnie sobie radzi w PLS i można ją zobaczyć na europejskich parkietach.
A to dlaczego?

Świetnie :lol: :lol:

bo

: pt 29 lut, 2008
autor: haczyk
Bo lepszy rydz niż nic :)

Re: ha

: pt 29 lut, 2008
autor: zicoo
haczyk pisze:A co do AZS to powinieneś sie cieszyć że w Olsztynie jest drużyna która świetnie sobie radzi w PLS i można ją zobaczyć na europejskich parkietach.
Świetnie sobie radzi? Chyba z topieniem pieniędzy sponsorów... :lol:

hah

: sob 01 mar, 2008
autor: haczyk
Żałujesz im ?? Bo ja nie :P

: sob 01 mar, 2008
autor: pztrz
U nas w mieście jest jeden problem siatkówke potrafili dobrze sprzedać, znaleźli sponsora , mają kasę więc grają w najwyższej klasie rozgrywkowej. Natomiast piłkę, a przede wszystkim nasz STOMIL te samo miasto na czele z małkowskim oraz działacze zabili, doprowadzili do takiego stanu rzeczy że klub nie jechał dwa razy pod rząd na wyjazdowe spotkanie, lujb przegrywał 6:0. W chwili obecnej miasto również nie robi nic w kierunku by odbudować to co [moderator], a jakby tego mało nie robią żeby cokolwiek w tym mieście się działo, bo niestety nasze miasto xzamiast sie rozwijać staje się coraz większą dziurą. Inne miasta mogą nasze nie , może zmiana wreszcie czesia da coś ?

: sob 01 mar, 2008
autor: ptr
A może Czesiu będzie rządził zza krat? Gdzieś już taka sytuacja była chyba w Piotrkowie :lol:
A to Polska własnie 8)