Post
autor: WSPTEAM » sob 24 mar, 2007
zamieszczam wywiad Bożydara Iwanowa z Przeglądu Sportowego z Arkiem Klimkiem:
o był jeden z najbardziej niespodziewanych ruchów styczniowego okna transferowego. W Polsce nieco zapomniany,
trafia do drużyny, która jesienią walczyła o Ligę Mistrzów. Z FBK Kowno do Heart Of Midlothian. Tak potoczyła się piłkarska, zawiła droga napastnika ARKADIUSZA KLIMKA. - z byłym napastnikiem Stomilu Olsztyn rozmawia Bożydar Iwanow.
PRZEGLĄD SPORTOWY: Spodziewałeś się, że w swojej piłkarskiej karierze trafisz kiedyś do ligi szkockiej i zagrasz w Hearts?
ARKADIUSZ KLIMEK: (śmiech) Na pewno nie. W ogóle nie myślałem, że wyląduję tak daleko od Polski. Wydawało mi się, że raczej cały czas grać będę w naszym kraju. A jednak po drodze były już i Grecja, i Litwa. No i teraz kolejny niespodziewany kierunek. Szkocja...
Pierwsze skojarzenia z ligą szkocką to Celtic i Rangers. Kiedy zetknąłeś się z nazwą Hearts?
Jak przyjechałem na Litwę. Wtedy od razu mi powiedziano, że jeśli będę dobrze grał, jest szansa bym trafił do Hearts, bo oba kluby mają jednego właściciela.
Wierzyłeś, że przenosząc się na Litwę możesz trafić do ligi zachodnioeuropejskiej?
No... na pewno nie! Może na początku, gdy się dowiedziałem o związku Kowna z Hearts za sprawą Wiadymira Romanowa pomyślałem, że może się uda. Ale po kilku miesiącach raczej straciłem nadzieję. Wydawało mi się to bardzo odległe, bo raz: liga litewska nie jest najmocniejsza, a dwa: ja nie jestem już najmłodszym piłkarzem. A jednak stało się! W najmniej spodziewanym dla mnie momencie. Myślałem, że większe szansę będą mieć młodsi zawodnicy litewscy, aby ich tam wypromować i potem korzystnie sprzedać. A wyjechałem także i ja. Cieszę się, bo to nowe doświadczenie, na pewno mi się przyda w póżniejszym okresie, może i wtedy, kiedy zakończę już grę w piłkę.
Twoje warunki fizyczne i styl gry pasują idealnie do szkockiej piłki. To ci pomogło?
Na pewno. Widziałem tu kilka spotkań. Piłka fruwa często w powietrzu, jest dużo walki, więc moje warunki fizyczne na pewno będą zaletą, a nie wadą w staraniach, aby się tu zaadoptować i wywalczyć miejsce w zespole.
Spodziewałeś się, że gra w Szkocji wygląda właśnie w ten sposób?
Owszem, ale nie sądziłem, że będzie aż tyle walki! Pierwszy mecz jaki widziałem to spotkanie Celtic - Hearts, więc jeszcze w miarę to wyglądało. Choć Maciej Żurawski w pierwszej części może ze trzy razy był przy piłce... Ale póżniej był Puchar Szkocji z Dunfermline. Tam to piłka nie spadała na ziemię, wszystko w powietrzu, mecz odbywał się do obu szesnastek. W pierwszej połowie praktycznie żadnego strzału na bramkę nie było. Tylko walka, walka, walka... No i przegraliśmy. Po golu w ostatniej minucie.
Nie obawiałeś się konkurencji? Wiedziałeś, że jest tu kilku napastników prezentujących podobny styl do twojego? Edgaras Jankauskas, Michał Pospisil, Roman Bednar...
Jest jeszcze Andrius Velicka, którego pamiętam z Kowna. On też prezentuje podobny styl gry. Cóż. Dostałem szansę i chcę o nią powalczyć. Zdaję sobie sprawę, że rywalizacja jest duża, jest ośmiu napastników konkurencja ogromna. Ale ja nie mam praktycznie nic do stracenia. Jestem w takim wieku, że mogę tu tylko zyskać, a nie stracić. Nawet nie ze względu na samą grę, ale także dlatego, że mogę tu trenować, że mogę w takim klubie przebywać. To mi się przyda w następnym okresie mojego życia. W przyszłości to musi zaprocentować. Jeszcze się nie zastanawiałem, co będę robił po zakończeniu kariery, ale pewnie coś związanego z piłką. Miło być w takim klubie, który jest poukładany, ma świetną bazę. Chce się trenować.
Zadebiututowałes w meczu z Inverness, i to od razu w podstawowym składzie. Wyszedłeś na boisko u boku Edgarasa Jankauskasa, byłego zawodnika Porto, Benfiki, Realu Sociedad San Sebastian, najbardziej utytułowanego piłkarza Hearts. Ale grałeś dłużej niż on, do 81. minuty, Litwin zszedł wcześniej...
To było miłe. Grałem z zawodnikiem, który wygrał Ligę Mistrzów sięgnął po Puchar Europy... Ale tu nikt na to nie patrzy, W następnym meczu Jankauskas nie zmieścił się nawet w meczowej osiemnastce! To świadczy o tym, jak ogromna jest tu rywalizacja i czasem nawet takiemu asowi jak Edgaras jest ciężko.
Nie byłeś zdziwiony, że debiutujesz od razu w podstawowym składzie?
Byłem w szoku. Dowiedziałem się o tym w zasadzie dwie godziny przed meczem. I mnie zmroziło, bo miałem świadomość, że dawno nie grałem i oczekiwałem, że jeśli wejdę, to raczej na końcowe minuty. Jednak dostałem wielką szansę. Musiałem to udżwignąć. Wcześniej grałem tu tylko raz w sparingu, ostatni prawdziwy mecz miał miejsce w listopadzie, jeszcze w lidze litewskiej. Ale nie było żle.
Publiczność przyjęła cię dobrze?
Raczej dopingowała. Choć nie zawsze. Jak coś się zrobi źle, nie tak przyjmie się piłkę, to krzyczą i reagują negatywnie. Tb może trochę deprymować. Wydawało mi się, że na Wyspach kibicowanie jest raczej pozytywne. Ale w Hearts inaczej traktuje się zawodników, którzy przyszli z Kowna. Jest presja. Piłkarze, którzy trafili do Edynburga z Litwy mają ciężej. Tb też wpływa na reakcje kibiców. Ale jeśli widzą, że się starasz, walczysz, to dodają ci otuchy, podkręcają, zachęcają do zdecydowanego pressingu.
Z kim się tu trzymasz najbliżej? Z Czechami ze względu na podobieństwo językowe, czy też z Litwinami, bo znasz ich ze wspólnej gry w Kownie?
Raczej z piłkarzami, których znam z FBK. To oni mnie wspierają, pomogli z znalezieniu mieszkania i w innych sprawach. Zaliukas, Velicka, Kurskis, Kanczelskis. To są zawodnicy, z którymi spędzam najwięcej czasu. Czasem nawet razem pooglądamy... rosyjską telewizję. Jak mnie ktoś odwiedza, nie wypada mi Polską ich katować. Wczoraj na przykład oglądaliśmy powtórkę meczu CSKA Moskwa z Torpedo. Z Grzegorzem Piechną...
Czyli w szatni posługujesz się głównie rosyjskim, a nie angielskim?
Dokładnie! Mój angielski nie jest jeszcze najlepszy, pracuję nad nim. Ale w zasadzie to bez problemu mogę się po rosyjsku porozumiewać. W klubie zatrudnionych jest wiele osób, które mówią po rosyjsku czy nawet po litewsku, nie mam więc żadnych kłopotów z komunikowaniem się. Także wszystkie sprawy związane z kontraktem mogłem załatwić po rosyjsku.
Jak trafiłeś do Kowna? Z Polski raczej na Litwę się nie wyjeżdża. Jeśli już na wschód, to do ligi rosyjskiej. Trafiłeś w dość dziwne miejsce...
Rzeczywiście dziwne. Obowiązywał mnie kontrakt z Wisłą Płock, ale w tym klubie za dużo nie grałem. I wtedy zadzwonił do mnie trener Mieczysław Broniszewski. Spytał, czy bym nie chciał pojechać do Kowna i się tam pokazać. Ja w zasadzie nie miałem żadnej innej oferty z Polski, zagraniczne kluby też się o mnie nie biły. Pomyślałem: dlaczego nie, pojadę, zobaczę. Oferowali przyzwoite pieniądze, podobne do tych, które można zarobić w Polsce, w perspektywie eliminacje Ligi Mistrzów i mecz z Liverpoolem. Zainteresowało mnie to. Pojechałem. Zgodzili się na moje warunki, tydzień potrenowałem i podpisałem umowę. No i pojawiła się perspektywa wyjazdu do Hearts. Już przed podpisaniem kontraktu wiedziałem o takiej opcji, więc tym bardziej byłem zdecydowany na ten nietypowy transfer.
Nie straciłeś finansowo na przejściu z Wisły Płock do Kowna?
Gorzej niż w Płocku już być nie mogło... A nawet było lepiej, bo
spokój miałem, a tego właśnie potrzebowałem. To, że poszedłem do Płocka, to był mój największy błąd. Miałem propozycje z Cracovii, była oferta powrotu do Lubina, a wybrałem Wisłę. Wydawało mi się, że robię dobrze, bo blisko domu, blisko rodzinnej Iławy, bo trenerem był Mirosław Jabłoński. W Płocku dobrze się zarabiało, ale tylko teoretycznie. Zaczęli nam wlepiać jakieś kary, za kilka miesięcy w ogóle nie dostałem pieniędzy. Sprawa wylądowała w PZPN, ale tam z prezesem Dmoszyńskim nie byłem w stanie wygrać. Mam nadzieję, że jak się
już władze związku zmienią, wznowię to postępowanie i powalczę o pieniądze.
Jaka jest różnica w poziomie ligi litewskiej i polskiej? Z naszej ekstraklasy do Hearts nie mogłeś trafić, a z Kowna już tak. Wiadomo, że pomogła osoba Romanowa, ale i tak wypromowałeś się w słabszej lidze niż polska.
W zasadzie tak. Na Litwie są cztery zespoły, które mogłyby powalczyć w polskiej lidze, reszta jest zdecydowanie słabsza. O moim transferze do Hearts zadecydowała jednak nie tylko liga, z dobrej strony pokazałem się też w Pucharze UEFA. Mieliśmy niezły skład, fajną grupę ludzi. Faktycznie, może się wydawać, że pilkarsko zrobiłem krok w tył, ale potem nastąpił krok naprzód. Teraz jestem w Hearts.
W Panioniosie nie udało się zatrzymać na dłużej, bo większość greckich klubów nie wywiązuje się z zobowiązań?
Ateny to fajne miasto do życia. Tylko że faktycznie były problemy z finansami. Bo w Grecji jest tak, że jeśli chcą, to płacą, a jeśli nie... Płacili, ale tylko przez trzy, cztery miesiące. A potem susza. Dlatego musiałem wyjechać. Szkoda, bo sportowo było dobrze, jak przyszedłem graliśmy w Pucharze UEFA. Potem zajęliśmy piąte miejsce i znów wywalczyliśmy start w europejskich pucharach. Ale finansowo to była tragedia. Zaczęły się telefony z Płocka, dzwonił prezes Dmoszyński, odbyłem parę rozmów z trenerem Jabłońskim i się zdecydowałem. Jak się okazało, to była błędna decyzja.
Najlepszy okres twojej gry w Polsce to jednak Zagłębie Lubin.
Zdecydowanie. W Lubinie mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie kontuzje. A pech chciał, że przytrafiły się w dosyć istotnym dla mnie momencie, bo właśnie trafiłem do reprezentacji. Właśnie wtedy złapałem uraz, który na rok wykluczył mnie z gry. Szkoda, bo mogło się to potoczyć zupełnie inaczej.
Jerzy Engel powołał cię na dwa mecze, wyjazdowe z Norwegią w Oslo i u siebie z Azerbejdżanem. Pojawiła się nadzieja, że możesz być drugim Juskowiakiem?
Zdawałem sobie sprawę, że swoją przydatność muszę udowodnić dobrą grą. W lidze radziłem sobie wtedy nieźle. Byłem liderem tabeli strzelców, ale musiałem to przełożyć na kadrę. W meczach o punkty nie było mi dane usiąść nawet na ławce. Selekcjoner obiecał mi jednak, że dostanę powołanie na kwietniowe, towarzyskie spotkanie ze Szkocją w Bydgoszczy. Ale się nie doczekałem. Trzy dni póżniej w Pucharze Ligi, w ostatniej minucie doznałem kontuzji, która wyłączyła mnie z gry na rok. I tak przygoda z reprezentacją się skończyła. Nie mówię, żebym się zmieścił w kadrze na mistrzostwa świata. Żałuję tylko, że nie udało mi się wystąpić w reprezentacji.
Gdy podpisywałeś kontrakt z Hearts, był w nim paragraf że o prezesie musisz się wypowiadać tylko dobrze?
Nie. Ale ja naprawdę złego słów a na niego nie mogę powiedzieć. fajny człowiek. Był nawet przed meczem z St. Mirren w szatni, porozmawiał z nami, każdemu uścisnął rękę. Różnie tu o nim piszą, ale ja nie mam powodu, by mówić o nim inaczej niż tylko dobrze.
Edynburg to chyba świetnie miejsce do życia.
Jest przyjemnie. To piękne miaslo. W Kownie czuło się jednak lata socjalizmu. Mieszkam niedaleko centrum, rzeczywiście jest fajnie. Ale na pewno brakuje mi tu rodziny. Żona na razie nie może przyjechać, ma egzaminy w Polsce, zaczęła studia, pracuje. Być może gdybym został na następny rok, a chcę zostać, to wtedy do mnie dołączy.
Szybko zdecydowałeś, że chcesz zostać. Tygodniówka jest taka dobra?
Nie... Jestem wypożyczony na dół roku, W Kownie jestem związany kontraktem do grudnia. Jakby tu nie wypaliło, wrócę na Litwę. Ale wolałbym zostać. Pod każdym względem jest tu przyjemniej. Większe zainteresowanie, więcej ludzi chodzi na mecze. Gdy w Kownie grali koszykarze, u nas na meczu było 450 osób, a w hali 4500. Tam byłem człowiekiem trochę anonimowym, tu już rozpoznają mnie na ulicach. Baza treningowa jest lepsza, wszystko jest świetnie zorganizowane. To w pełni profesjonalny klub. Rodaków też tu spotykam. Byłem coś zjeść i spotkałem chłopaka, który grał kiedyś w Chrobrym Głogów. Podobno w sparingach, kiedy ja byłem jeszcze w Lubinie, grał przeciwko mnie, ale ja tego nie pamiętam. Tu już jednak nie gra w piłkę. Pracuje. Na meczu też dwójkę Polaków spotkałem. Jednego nawet z Iławy, a więc z mojego miasta. Wiadomo, że Polacy przyjeżdżają tu nie po to, żeby chodzić na mecze, ale pieniądze zarabiać. Ale może jakiś polski fanklub na Tynacastle powstanie (śmiech)?
Myślisz, że właśnie tu zakończysz karierę? Może chciałbyś to zrobić w Wiśle Płock?
O nie! W Wiśle Płock nie zagram już nigdy (śmiech). O tym klubie chcę zapomnieć i to jak najszybciej. Byłoby dobrze, gdybym został w Hearts do końca tego sezonu i cały następny. Wtedy mógłbym wrócić do kraju, bo tęsknię za całą rodziną, żoną, rodzicami. Po Nowym Roku wyjechałem do Kowna, drugiego stycznia przedłużyłem kontrakt o pół roku z FBK, a czwartego związałem się z Hearts. Miałem teraz się wybrać do kraju, ale niestety... Zremisowaliśmy z St. Mirren i urlop diabli wzięli A gdyby było zwycięstwo, dostalibyśmy parę dni wolnego.
Rozmawiał: Bożydar Iwanow / Przegląd Sportowy